czwartek, 6 października 2016

Jesień, depresje, chroniczny pesymizm i inne takie.

Nadeszła jesień. (i rozpoczął się dla mnie kolejny już rok akademicki. Grypą. :D) Jedna z najpiękniejszych jak dla mnie pór roku. Mimo, że dość deszczowa i pochmurna to człowiek ma większe warunki ku temu, by na spokojnie usiąść i pomyśleć. U niektórych ludzi objawia się to właśnie jesienną depresją. Wszystko właśnie przez pogodę i te dogodne warunki do rozmyśleń. Jednak gdy owe przemyślenia idą nie w tą stronę, co trzeba i czarne myśli zaczynają nas pochłaniać to polecałabym pamiętać o kilku rzeczach. Poczucie wewnętrznego szczęścia i siły potrafi zmienić każdą sferę naszego życia. Możecie sobie pomyśleć, że jestem jakąś chorą psychopatką z problemami ze względu na fakt, iż tak Was atakuje tym wszędobylskim ostatnio szczęściem i rozkazem pozytywnego myślenia, ale raz - taka jest idea tego bloga, a dwa robię to dlatego, że właśnie to myślenie nie raz uratowało mi tyłek. Wiem, że gdybym w pewnych chwilach się poddała i załamała, to po prostu by mnie tu teraz nie było. Brzmi trochę dramatycznie, ale fakty pozostają faktami. Bardzo nie przepadam (absolutnie się z tym nie kryję) za ludźmi w typie pesymistów. I nie mówię tu o kimś, kto ma czasem gorszy dzień, bo to zdarza się każdemu z nas i żadną zbrodnią nie jest. Nie mówię też o ludziach, którzy przeżyli różne tragedie życiowe, z których ciężko im się podnieść. Chodzi mi bardziej o takich, którzy w każdej, fajnej możliwości odnajdują sto przeszkód nie do przeskoczenia. Blokują i siebie i wszystkich dookoła. Zawsze uważają, że tylko będzie gorzej, nie doceniają teraźniejszości i chorobliwie boją się przyszłości, bo przecież - ot co! - będzie jeszcze gorzej! Jak jestem tolerancyjna, tak takich ludzi nigdy nie zrozumiem. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że to, co im siedzi w głowie, później wychodzi na wierzch, a wszystkie słowa, które rzuca się bezmyślnie na wiatr - są w stanie się urealnić. I prawda jest taka, że im gorzej zaczynamy myśleć, tym gorzej zaczyna się dziać w naszym życiu - sami ściągamy na siebie nieszczęścia. Więc może zamiast myśleć, że Twoje życie jest do dupy i nic Ci nie wychodzi, nie wychodziło i nie wyjdzie - pomyśl, co możesz zrobić, by to zmienić. Nie wszystko szło po Twojej myśli? To przeszłość. Na nią już nie mamy wpływu. Trzeba z tego tylko wyciągnąć naukę. Coś teraz nie idzie po Twojej myśli? Zmień myślenie :) Bo TERAZ to masz wpływ na wiele rzeczy. Teraz jeszcze masz szansę, aby wszystko naprawić. Jeżeli nic z tym nie zrobisz, to z naszego "teraz" zrobi się "przeszłość" i utkniesz w martwym punkcie;) Jeżeli poradzicie sobie z teraźniejszością, to nie będziecie musieli się martwić przyszłością. Nie ma drogi bez wyjścia i jak mówi stare powiedzenie "każdy jest kowalem swojego losu" - jest w nim więcej prawdy, niż można sobie wyobrazić. Więc zamiast ciągle smęcić i się nad sobą rozczulać, to zacznijcie coś robić. Pamiętając, że nie ma to być wygodne, tylko skuteczne. Ciągłe poddawanie się swoim słabościom do niczego nas w życiu nie doprowadzi. Gdybym myślała tylko o tym, aby było mi wygodnie, to teraz pewnie byłabym nadal cicha, wystraszona, spasiona i brzydka (olaboga), a w dodatku bez ambicji. Bo przecież, aby mieć ambicje, to trzeba mieć jednak troszkę odwagi, nieprawdaż?:)

Zaczynam nowy kierunek studiów - co mi strzeliło do tej mojej głowy, by wybrać akurat ekonomię? Myślę, że możliwa jest kwestia genów - moja mama skończyła technikum ekonomiczne i teraz to samo kończy moja siostra. A tak serio - mimo, że obroniłam już magisterium z socjologii to czułam lekki niedosyt, który muszę zapełnić kierunkiem ścisłym i to w dodatku dość przyszłościowym, a że czuję się na siłach bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu to żal by było tego nie wykorzystać. Poza tym mam pewne swoje plany i ambicje, które idealnie uwieńczy posiadanie konkretnego wykształcenia. Gdy lekko ponad rok temu pisałam o tym, że stałam się silniejsza i odporniejsza, tak teraz czuję dziesięciokrotność tego, co było wtedy. Są takie momenty, że sama sobie nie mogę się nadziwić, skąd bierze się we mnie tyle odwagi i motywacji - czuję, że mogę przenosić góry i jest to najlepsze uczucie na świecie. Powoli wszystko zaczyna nabierać kształtów, które chciałam nadać swojemu życiu.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany tą mniej emocjonalną, a bardziej wizualną sferą życia (albo obiema naraz) to serdecznie zapraszam na mój instagram: https://www.instagram.com/paulaczarna_/

Nie bądźcie jak niebo, rozchmurzcie się!

piątek, 11 września 2015

z czystym sumieniem (:

Przedostatni rok studiów już prawie zamknęłam - jeszcze jeden wpis w indeksie i można studiować dalej. Praca jest, życie ankietera może usłane różami nie jest i nieraz musiałam się nasłuchać, ale poznaję też wielu wspaniałych ludzi, z którymi można porozmawiać na różne tematy i którzy zostawią w głowie jakieś ciekawe, pouczające słowo na przyszłość albo wniosą choć odrobinę uśmiechu w tę pracę. Są momenty, gdy mam już dość, ale na dobrą sprawę jest więcej zalet niż wad tego zajęcia, więc nie mogę narzekać :) Na pewno zwiększyła mi się odporność na stres, niektóre sprawy przychodzą mi już trochę łatwiej i myślę, że pomaga mi to walczyć z blokadami, od których powoli się uwalniam :)

Każdy ma czasem swoje gorsze dni. Raz trwają krócej, raz dłużej, ale po jakimś czasie nadchodzi w końcu ich kres. Przychodzą chwile zwątpienia, bezwartościowości, czasami bywa tak, że czujemy się niepotrzebni i najchętniej wsiedlibyśmy w pierwszy lepszy pociąg, wyjechali i nigdy już nie wracali. Nie jeden raz już życie pokazało mi, że nie warto jest się załamywać, zaprzepaszczać swoich starań - wszystko w przyszłości wraca - każdy, najdrobniejszy krok do przodu zaprocentuje czymś dobrym w najmniej dla nas oczekiwanym momencie. Choćby ludzie naokoło byli przeciwko i rzucali kłody pod nogi, nie wierzyli i nie wspierali - nie można się poddawać. Choćby się nie udawało, pierwszy, drugi i pięćdziesiąty raz - nie można się poddawać. I choćbyśmy zaczynali powoli sami w siebie wątpić, gdyby wszystkie te czynniki zebrały się w kupę - nie można się poddawać!

Jestem sobie wdzięczna, za wszystko, czego dokonałam przez ostatni rok. Nie ukrywając musiałam przekroczyć kilka swoich barier, by było tak, jak jest - pozbyłam się wielu słabości i kompleksów. Jeszcze wiele ich mam, jak każdy człowiek, ale na pewno nie jest to aż taki ogrom jak jeszcze te 12 miesięcy temu. Czułam się ze sobą katastrofalnie, tkwiłam w punkcie "muszę coś zrobić, ale jeszcze nie wiem co i dlaczego". Z czasem to "MUSZĘ" zamieniło się w "CHCĘ", a "COŚ" w konkretne cele, które były podparte jakąś konkretną potrzebą, gdybanie i planowanie odeszło w niepamięć i zamieniło się w działanie.
Może i szło mi to jak krew z nosa, ale szło i to się dla mnie liczy. Jestem sobie wdzięczna i jestem z siebie dumna. Reszta mnie nie obchodzi, ważne, że ja sama ze sobą czuję się o wiele więcej warta.
Jeszcze rok temu leżałam na swojej super kanapie i pewnie się obżerałam ;D I nie, to był moment kiedy wcale się ze sobą dobrze nie czułam, w głębi serca pragnęłam by było mnie mniej, ale nie potrafiłam spiąć pośladków i się za to wziąć, bo gdy tylko myślałam, ile pracy mnie czeka, to przerażona rezygnowałam. I tak by to trwało i trwało pewnie, ale w końcu nastąpił dzień, w którym nastąpiło jakieś apogeum - jeśli mam być do bólu szczera to go nawet nie pamiętam, a znając życie było to wtedy gdy już nie mogłam wcisnąć mojego zacnego tyłka w żadne spodnie <3 Fakt faktem powoli, ale do przodu - pierw zaczęłam trochę dietować, ubyło mi 5kg. Ale później stwierdziłam, że dołączę do tego jakieś ćwiczenia i tak się to skończyło, że ważę teraz już prawie 13 kg mniej. A takiej wagi jeśli mam być już tak do końca szczera nie miałam od 10 lat.. Tak, to moja najniższa waga od czasów PODSTAWÓWKI <3 Możecie to sobie wyobrazić... A jeśli nie chcecie to w pełni Was rozumiem :'D. Całkiem inaczej się teraz czuję i wstecz patrzę tylko po to, by określić swój mały-duży sukces. Jeszcze trochę walki przede mną, ale 2/3 już za mną (na szczęście). I wiem, że gdyby nie mój upór - z którym właściwie różnie bywa, bo raz był, raz go nie było, ale gdy widziałam już chociaż 1kg więcej to się zabierałam za siebie z powrotem - to dalej byłabym tam, gdzie jeszcze rok temu - w łóżku z czekoladkami w rękach :D

Faktem jest, że aby zmienić swoje ciało, trzeba zmienić też swój światopogląd. Może i zaczynam małymi krokami, ale już teraz wiem, że przyszłość mi to wynagrodzi, mając za przykład swoją przeszłość zestawioną z teraźniejszością.

Wszystko idzie w dobrym kierunku. Mam wspaniałych przyjaciół, chłopaka, który kocha mnie całym sercem, rodzinę. Rok temu pisałam tu, że jestem całkowicie zagubiona, dziś jestem po prostu szczęśliwa i mogę to rzec z czystym sumieniem... :)


kiblowe, rozmazane i jeszcze sprzed dwóch miesiów :3


czwartek, 2 października 2014

chocby na chwile uciec stad z toba w tytule.

już zawsze będzie lato, zapachy wiosny rano, pocałunki  na siemano, pocałunki na dobranoc. 

Całe szczęście, że ten rok akademicki się już zaczął, przynajmniej mam zajęcie i nie zadręczam się zbędnymi myślami. Ostatni melancholijny stan minął, jednak jak to w życiu bywa, jak się nie spieprzy jedno to się spieprzy drugie i tak w kółeczko ;) Nie jest to jednak tak banalne jak moje złe nastroje, które jestem w stanie zmienić, kiedy tylko zechcę. Jest to sytuacja, na którą nie mam wpływu. Martwię się bardzo, ale mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku, że to wszystko wydaje się takie groźne, ale niedługo się okaże, że jednak fałszywy alarm, jest zdrowie, nie ma się czym przejmować.

Póki co, toczy się moje życie socjo-psychologa, chociaż socjo mniej, bo jeszcze żadnych zajęć nie było. Zdałam sobie jednak sprawę, że te pierwsze rodzime studia są dla mnie najważniejsze i nawet wymarzony kierunek to nie będzie to samo - mam już za sobą te wszystkie pierwsze stresy, pierwsze sesje, kolokwia, więc czuję się nie tak, jakbym coś zaczęła, a kontynuowała z pewnymi zmianami. Jednakże cieszy mnie fakt, że się tam dostałam, zobaczę coś, co ciekawiło mnie latami. Czuję się tam momentami jak stary trup haha, ale dopiero potem dociera do mnie, że jestem jeszcze tylko DZIECIAKIEM ;) i zawsze gdzieś tam w głębi duszy nim będę.

Dzieciakiem, który lubi siąść z najlepszą przyjaciółką na ławce w chłodny wieczór i opowiadać małomądre anegdotki, śmiać się do rozpuku i wygłupiać, sącząc przy tym różne złote cuda. Dzieciakiem, który lubi mieć rozczepirzone włosy, trampy na nogach, wieczny banan na ryjku, głupie żarty w głowie (które niekoniecznie wszystkich śmieszą, magia suchara ;D), lubiącym pić herbatę z mlekiem i nieskończone ilości białej kawy, jeść lody o smaku buraczka, wszystko, co ma w sobie szpinak, oliwki, które wszyscy przeklinają oraz sławną tortillę - na talerzu, wpierw całą ją rozwalając (czym z niewiadomych powodów denerwuję ludzi -.-), mającym swoje dziwactwa i skłonności do strojenia durnych min. I tak naprawdę chyba nigdy nie spoważnieję, przynajmniej tak czuję, że to jeszcze nie ten moment. Stuknęło mi dwajściadwa lata, niektóre moje koleżanki założyły już swoje rodziny, ja siebie jeszcze w tym nie widzę, czuję się za gówniarsko, nie jestem na to gotowa. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ważne w sumie, że nienajgorzej się z tym poczuwam :D Na wszystko przyjdzie pora, a nic nie zamierzam już robić wbrew sobie .. Gdy wymaga tego sytuacja potrafię być poważna. Na codzień jednak nie widzę potrzeby by spinać pośladki i zadzierać nosa, bo po co? Mam kochanego chłopaka, wspaniałych przyjaciół, młodszą siostrę, mamuśkę - doprowadzają mnie czasem do szewskiej pasji, ale bez nich moje życie byłoby puste i bez sensu - nic nie jest dla mnie tak ważne jak oni. Nie muszą nic robić, ważne, że po prostu są i przy nich mogę być w pełni sobą, bez wstydu i zahamowań ;D ;)



Kocham człowieków, serio. 

niedziela, 21 września 2014

"szukam siebie jak wspomnienie swoich dróg" - stan totalnego zagubienia.

Każdy z nas przechodzi w życiu przez taki etap, gdy zadaje sobie pytanie, kim tak naprawdę jest, o czym marzy i co chce osiągnąć. Zastanawiamy się, co ma sens, a co nie, czy nasze myśli są naprawdę nasze, czy może są nam narzucone i tak nam się tylko wydaje. Myślimy, czy żyjemy tak jak chcemy, czy tak, jak chcą tego inni. Stan totalnego zagubienia. Nie wiesz, które uczucia i myśli są faktycznie Twoje, czy zdanie wypowiadane przez Ciebie jest tym, co dokładnie w tej chwili myślisz, czy uznajesz, że "powinieneś tak powiedzieć". Kalkulujesz - jestem tak wygodny?- "a powiem to, co chce usłyszeć tak dla świętego spokoju" tak dobry? - "nie powiem tego, co myślę, bo może być tej drugiej osobie przykro"; albo tak bardzo uległy, że nie potrafię wypowiedzieć tego, co aktualnie mam w głowie? czy może po prostu wolę mówić to, co chcą usłyszeć inni, bo boję się dyskusji? a może jednak jestem typem człowieka, który mówi to, co naprawdę myśli i czuje, nie zważając na opinię innych? - Ostatniemu typowi szczerze zazdroszczę, fakt - powinno się zastanowić nad uczuciami drugiego człowieka, więc opcje wcześniejsze są czasami potrzebne, jednak z umiarem .. A mi tego umiaru ostatnio bardzo brakuje. Gdy zaczynam patrzeć na swoje myśli i uczucia i wyrażać to, co aktualnie mam w głowie to czuję się jak totalna egoistka. Wiem, że raz na jakiś czas warto być egoistą, choćby dla własnego psychicznego zdrowia - jednak ogrom tych wszystkich sprzecznych informacji, które w sobie mam zaczynają mnie przytłaczać.

Jutro kończę 22 lata, a czuję się, jakbym utraciła jakąś część siebie, sporą część. Nie potrafię określić tego, co myślę, tego co czuję, nie umiem tych emocji nazwać - poza kompletnym stanem zagubienia. Czuję się jak bezbronne dziecko, nie mogę się otrząsnąć. Wszystko mnie przerasta. Dokładnie tak, jakbym utraciła jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem i tym, co się w nim dzieje. Tak, jakby to inni pisali mi życiowy scenariusz, a ja tylko z niego korzystała. Ulotniła mi się gdzieś radość życia, chcę ją odzyskać z powrotem. Pragnę odzyskać kontrolę nad tym, co się u mnie dzieje, nad tym, jak traktują mnie inni. Wystarczyła chwila mojej słabości, by wszystko dookoła przejęło nade mną kontrolę. Jestem wyprana z wszelkich ideałów.

Chcę być po prostu z powrotem szczerym, uśmiechniętym dzieciakiem łaknącym więcej od życia.
Z dniem swoich dwudziestych drugich urodzin mam zamiar coś w tym kierunku zrobić, coś zmienić, coś rozpocząć i coś zakończyć. I są to podwójnie ważne obietnice, gdyż składam je sobie - swoją drogą wielką prawdą jest, że największym wrogiem człowieka jest on sam - wiem, że wszystko w moich rękach, muszę tylko odnaleźć na tyle siły, by wrócić na dobre tory. I jestem pewna, że to się uda. Potrzebuję tylko czasu na refleksję - nad tym, co tak naprawdę jest dla mnie ważne - i coś w tym kierunku robić, bo stan, w którym teraz się znajduję jest niedopuszczalny. Od teraz będę się liczyć ze sobą i swoimi emocjami - w końcu nikt nie może mi mówić, jak mam żyć, bo nikt za mnie nie umrze .

Z pozdrowieniami dla wszystkich tych, co znajdują się w podobnym położeniu do mojego - odnajdźmy w sobie energię do działania. To tylko przejściowe... ;)



wtorek, 29 lipca 2014

jestem tylko dzieciakiem, który od zawsze wierzył tutaj w swoje marzenia !


No więc,
(tak wiem, nie zaczynamy zdania od "no więc", głos polonistki wystarczająco wykrzyczał mi to w głowie, ale jakoś nie mogę ogarnąć tyłka, nie umiem i nigdy nie umiałam pisać wstępów, jakieś spaczenie intelektualne:P).



No więc od 4 lipca jestem licencjonowaną "panią socjolog". To brzmi dziwnie, i poważnie, wydaje mi się, że na tyle poważnie, że aż do mnie nie pasuje, dlatego drażni mnie, gdy ktoś tak do mnie mówi, ale bardzo lubię fakt, iż jednak udało mi się wybronić i jestem przyszłą nadzieją sieci McDonald's ♥ A tak serio to jest jednak jakiś zakończony etap życia i mimo wszystko w pewien sposób cieszy. Idąc na studia obrałam sobie za cel, by zrobić minimum ten stopień licencjata, tak więc można rzec - osiągnęłam to, co chciałam, ale na tym nie poprzestanę, idę dalej, tak samo, jak większość mojego zdolnego roku. :) 
Jak sobie pomyślę, że jeszcze pisząc tu te parę miesięcy temu nie miałam nawet pierwszego rozdziału pracy i bałam się tego, jak to będzie wyglądać, czy zdam, czy nie.. W tak krótkim czasie zmieniło się tyle rzeczy, że nie idzie tego normalnie ogarnąć rozumem. Ale tak już mam, wszystko zostawiam na ostatnią chwilę, a potem wielkie bum, panika i wielkie nakłady niekończącej się weny pod presją czasu :D Mój optymizm czasem jednak płata mi figle i działa zbyt mocno, przez co napisałam swoją wyjechaną w kosmos pracę w zaledwie tydzień (zbierając do kupy wszystkie dni, w których coś robiłam, i w trakcie których i tak znalazłam jeszcze czas na obijanie, bo "przecież ja ze wszystkim zdążę" - i się nie myliłam:P).



W międzyczasie zdążyłam też poprawić maturę i dostać się na psychologię - kierunek, o którym marzyłam odkąd tylko pamiętam, a nie udało mi się to wcześniej. Jak już kiedyś stwierdziłam - na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno. Za dwa lata, po skończeniu socjologicznej magisterki, będę mogła zacząć szukać pracy i kontynuować sobie spokojnie tę psychologię. W końcu będę się uczyć i zajmować tym, co mnie kręci naprawdę i do czego znajdę jakiekolwiek chęci. 
Chcieć to móc, wiem, że sobie poradzę, może nie będzie to najłatwiejsze, ale - "kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje", prawda? ;D Złota zasada, której warto się trzymać. Wystarczy uwierzyć w swoje możliwości, zacząć coś robić, by zdobyć to, czego się pragnie i można to mieć, bo mimo, że myślenie ma naprawdę magiczną moc to bez działań nic nie da i nie ma się co łudzić ;D 

Warto próbować choćby dlatego, że dążenie do osiągnięcia celu jest całkiem dobrą zabawą, i szczerze powiedziawszy sprawia o wiele więcej radochy niż samo marzenia spełnienie ;D 


Dziś minęło 7 miesięcy mojego związku i z dumą mogę powiedzieć, że z dnia na dzień jestem zakochana coraz mocniej, a relacja ta daje mi multum radości i mimo wcześniejszego strachu, że mogę stracić przyjaciela, stwierdzam tylko jedno... warto było zaryzykować! Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna, niż tego, że chcę z Nim być. ♥  Czasem wpadnie jakaś mała kłótnia, bo wiadomo, idealnie nie jest, ale o dziwo te małe kłótnie nas wzmacniają, a nie rozdzielają, dzięki Bogu. Całe życie czekałam na kogoś takiego, a on był tuż pod moim nosem, nie ma to jak się opamiętać w ostatniej chwili ;D Gdzie mój mózg ;D


I tym radosnym akcentem żegnam się z Wami pewnie na kolejne sto miesięcy, haha!

Apel do mojej Nadii: Pamiętaj Stara, jesteś silną laską, wierzę w Ciebie! :* ♥ 



Cześć Bambus ♥ , cześć Tibijczyku. ♥ 



piątek, 28 marca 2014

tylko Bóg ma prawo by móc nas osądzić.

Jak nic nie piszę, to nie piszę, a jak już się rozkręcę to notki będą nawet codziennie. :)

Dziś przypomniałam sobie o istnieniu mojego starego bloga, którego założyłam jeszcze w gimnazjum, a skończyłam pisać na etapie ostatniej klasy liceum. Niektóre notki wywołały we mnie śmiech, inne mnie trochę przeraziły - w niektórych momentach wydawało mi się, że byłam kiedyś poważniejsza i rozsądniejsza niż teraz. Jedno jest jednak pewne - moje podejście do świata nie zmieniło się od tamtej pory znacząco. Jednakże moją szczególną uwagę przykuł jeden wpis - musiałam go stworzyć w dość sporej frustracji, ale tej Pauli z 2008 roku powinnam dzisiaj przybić siarczystą piąteczkę i przypomnieć sobie, jakie wcześniej miałam wartości. Oto jego fragment:

"Jak pisałam, codziennie uczymy się czegoś nowego. Czego się nauczyłam wczoraj? Że nie powinniśmy ulegać innym. Wszyscy chcą mnie zmieniać. Dlaczego? Bo jestem sentymentalna? Dlaczego niektórzy (nawet najbliżsi) mówią: Gdybyś była inna ... Ale ja nie jestem inna. Ja jestem sobą. Nie będę udawać kogoś innego tylko dlatego, że komuś się coś nie podoba. Mają pecha . Dlaczego ludzie to robią? Dla wygody? Żeby im było lepiej? Ludzi nie można zmieniać, lecz można "leczyć" ich niektóre wady. Drażni mnie też jak ktoś chce mi układać życie. Wszystko se zaplanowali. Będziesz studiować tam, mieszkać tam.. Będziesz mieć bogatego męża. A ja chcę być po prostu zwykłym psychologiem, który będzie pomagał innym. Chcę mieszkać na tym moim "zadupiu". W tym moim małym mieszkanku. I nie muszę mieć bogatego męża. Jak już pisałam kiedyś może być biedny, ale żeby mnie kochał. Bo to nie pieniądze, lecz miłość i przyjaźń między ludźmi jest najważniejsza."

 Faktem jest, że zmieniamy się spotykając na drodze różnych ludzi, dojrzewając, poznając nowe rzeczy. Nie powinniśmy jednak zmieniać się tylko dlatego, że komuś nie pasujemy. To my tworzymy swoje życie, swoją tożsamość. Ludzie mogą się do tego ewentualnie przyczynić, ale NIE robić to ZA NAS. Ludzie przychodzą i odchodzą, a to, jacy jesteśmy nie może być zależne od nich, gdyż to potem MY będziemy żyli sami z sobą i to NAM musi pasować to, jakimi ludźmi jesteśmy. Każdy niech się zajmie sobą i nie wtrąca swoich kilku groszy tam, gdzie mu nie trzeba. Musimy żyć w zgodzie ze sobą, bo tylko wtedy będziemy mogli żyć w zgodzie z innymi. :) Ludzie potrafią tłamsić się nawzajem i rzucać kłody pod nogi, sztuką jest więc sobie z tym radzić i na to nie pozwolić. Nikt nie może nam mówić, jak mamy żyć, bo nikt za nas nie umrze. Każdy z nas jest indywidualnością i powinien odpowiednio pielęgnować swoje własne idee, wartości i przekonania, bo to właśnie one czynią nas wyjątkowymi. Też czasem o tym zapominam, ostatnio się dość zatraciłam, ale cieszę się, że trafiłam na tamten wpis, bo otworzył mi on oczy, kim naprawdę jestem i czego tak naprawdę chcę. ;))

takie tam, jeszcze z praktyk :D Pozdrowienia dla fotografki Andreły <3 ;*


__________________________________________________

Dzisiejsze wydarzenia z nocy uświadomiły mnie, jak niektórzy ludzie są dla mnie ważni, że moje życie nie byłoby bez nich takie samo, że za mało pokazuję, jak bardzo kocham, że muszę się uzewnętrznić bardziej, muszę wrócić do starej siebie, że nie chcę później niczego żałować, że mi zależy, że życie jest zbyt krótkie na kłótnie i spory, że każda sekunda jest ważna, że czasem trzeba schować dumę do kieszeni i przypomnieć sobie, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Tak bardzo Cię kocham, mamo.

czwartek, 27 marca 2014

`w każdą chwilkę wbijam szpilkę, jak pinezkę w deskę! `

Chyba właśnie pobiłam swój rekord w nie pisaniu tutaj. 
Prawie pół roku bez notki. Tyle razy się do tego zabierałam, nie wiedziałam jednak od czego zacząć, tak wiele rzeczy się wydarzyło w moim życiu od listopada, że ciężko to wszystko ogarnąć słowami.

Szczerze mówiąc nieco się zagubiłam w tym, co robię, co powinnam, a czego nie. Popełniałam błąd za błędem nie licząc się z późniejszymi konsekwencjami, które ciągną się za mną do tej pory. Dużo zmian zaszło we mnie przez ostatnie miesiące. Przestałam być tak wesoła, uśmiechnięta, wygadana i beztroska, jak wcześniej. Nie powiem - jestem nadal, ale już nie w takim stopniu. Bardzo mi tego brakuje... I uświadamia, że od niektórych ludzi należy trzymać się w bezpiecznej odległości, bo mogą stłamsić cały nasz światopogląd swoją nieocenioną "wszechwiedzą".
Paru znajomości żałuję, jednak mam nadzieję, że wyciągnę z nich po prostu lekcję i będę żyć dalej, ze swoim starym, pozytywnym podejściem, bo co innego mi już pozostało? Niektórych rzeczy się nie cofnie i trzeba z nimi żyć. Szkoda było tylko mojego cennego czasu, zaangażowania i chęci, bo mogłam je spożytkować w inny, lepszy sposób. Ale już chrzanić to. Co się stało to się nie odstanie:) Następnym razem, zanim sobie coś ubzduram w tej swojej głupiutkiej, naiwnej główce to zastanowię się wcześniej 100 razy, po prostu i sądzę, że będzie dobrze;D Dziękuję za pomoc w wyjściu z tarapatów najbliższym mi ludziom i liczę na to, że pomożecie mi wrócić do dawnej siebie, konkretnie;* Muszę się opamiętać bo i mi samej brakuje już tej wielkiej dawki bólu policzków od uśmiechu, cieszenia się bez powodu i tych wszystkich wygłupów, beztroskiej radości, wszystkiego! (ale mam piękną składnię, widać, że już dawno nie pisałam ;v). Wiem, że trochę Was zaniedbałam, ale nadrobimy, prawda? ;>

Jednakże, jak to się mówi... Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - wydarzenia te sprawiły, że polepszył mi się wzrok. Poprawiło mi się widzenie. A tak jaśniej, to po prostu zaczęłam zauważać i doceniać więcej rzeczy, których wcześniej nie widziałam! Dojrzałam do podejmowania pewnych decyzji i podjęłam te, których byłam w stu procentach pewna.
Te ponad 2 lata znajomości, spotkań i wymieniania wiadomości musiały w końcu zaowocować głębszą relacją;) Niby każde z nas myślało, że nic z tego nie wyniknie, albo mieliśmy różne zdania na ten temat.. Ale w końcu się zsynchronizowaliśmy i zaczęliśmy się mieć ku sobie w jednym czasie, i wyszło, co wyszło. Jestem jedną z najszczęśliwszych kobiet na świecie, która ma u swojego boku najfajniejszego mężczyznę, jaki mógł się trafić. Gdzież ja bym wcześniej pomyślała, że ten przystojniak z pociągu stanie się kiedyś miłością mojego życia? Za parę dni minie nam okrągły kwartalik, czyli 3 miesiące - i będzie ich o wiele więcej, bo jednak jak to mi kiedyś ktoś powiedział... Trzeba zacząć od przyjaźni, dopiero na takim fundamencie najbezpieczniej tworzyć związek. Pierw mnie to śmieszyło i wydawało się mało możliwe, jednak okazało się prawdą. Wiadomo, na początku był strach, czy to dobra decyzja, bo może się stracić nie tylko partnera, ale też i przyjaciela. Jednak wydaje mi się, że ta więź jest na tyle silna, że przetrwa wiele. Wiemy o sobie wiele, naprawdę wiele i świadomość tego, że ktoś akceptuje Cię i kocha takiego jakim jesteś jest wspaniała. W końcu mogę powiedzieć, że dobrze wybrałam. Ja jestem szczęśliwa, moja rodzina akceptuje mój wybór i w drugą stronę jest tak samo. Sytuacja idealna, i oby zostało tak jak najdłużej! W końcu osiągnęłam wewnętrzny spokój. ♥♥♥

 Jeśli chodzi o inne sprawy to: moja praca licencjacka w toku, w sumie bałam się, że nie napiszę ani słowa, ale powoli ogarniam sytuację. Po drugie, ja, bardzo inteligentne dziecię wymyśliłam sobie zabawę w spełnianie marzeń i zapisałam się na poprawę matury, by móc pójść na swoją wymarzoną psychologię;) Po trzecie cieszy mnie wizja tego, że przez kolejne kilka dni ma być piękna, słoneczna pogoda, która napawa mnie do życia. Po czwarte: Potrzebuję tytułu jakiejś świetnej książki, po której nie będę mogła się otrząsnąć, bo tak zapadnie mi w pamięć! Po piąte: Moje włosy! [*] Musiałam moje pukielki trochę skrócić, brakuje mi ich ;x A po szóste... Eeee, kawa na noc nie była chyba najlepszym pomysłem ;x



Pozdrówki !