Boże, jak mi brakowało tego bloga. Pierw się przeniosłam na innego, ale tutaj mi lepiej. Tysiące razy przymierzałam się by coś tu skrobnąć, ale po chwili ulatywała ze mnie cała motywacja i pyk - pół roku ciszy.
W czasie tych 6 miesięcy moje życie zdążyło się wywalić do góry nogami już kilka razy. Ciągle coś, ani chwili wytchnienia. Na nudę z pewnością narzekać nie mogę, czasem trafi się jakiś bezpłciowy dzień, ale jednak w każdym dzieje się coś, co potem pamiętam dość długi czas. Ostatnie tygodnie z pewnością mi nie sprzyjają, nerwy zjadły mnie doszczętnie, moje zdrówko srogo sobie na tym ucierpiało - ale już mam wakacje, więc pokładam nadzieje, że podczas tych pięknych i ciepłych dni, w mojej głowie nastanie taki czill, że starczy mi on na resztę pokręconej egzystencji. Za dużo wrażeń naraz. Ot co.
W ciągu ostatnich miesięcy tyle się nauczyłam, tyle odkryłam, w sobie samej, w innych, zyskałam wielu przyjaciół, którzy byli i są przy mnie i w szczęściu i w zmartwieniach, jestem Wam wszystkim bardzo wdzięczna już za sam fakt, że w ogóle JESTEŚCIE:* Każda z tych osób na pewno wie, że piszę właśnie o niej, także bardzo dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robicie. Za wysłuchiwanie mojego mędzenia, albo opowieści pełnych ekscytacji. :D Za cieszenie się ze mną w dobrych chwilach i godziny rozmów w tych złych. Za pochwały gdy zrobię coś dobrze i baty, gdy coś schrzanię. Moje kochane, niezastąpione człowieki. <3
W ostatnim (może lepiej - przedostatnim?) czasie przeżyłam też wiele pięknych chwil - tych pełnych szczęścia, szczerej radości, uśmiechu, śmiechu, wszystkich najpozytywniejszych emocji. I mimo, że nie trwało to aż tak długo - nie żałuję - opłacało się. Tyle godzin rozmów, spacerów, wygłupów i całej reszty - dziękuję za to wszystko.
Wiem, biadolę trzy po trzy i brakuje w moich słowach ładu i składu, ale mam taki bałagan w głowie, że nawet nie wiem od czego zacząć! Poza tym jest prawie 3 w nocy. Jak czytałam swoje poprzednie notki i dotarły do mnie "postanowienia noworoczne", które sobie wymyśliłam to wybuchłam śmiechem. Blog umiera, ja coraz tłustsza, no ale dobra - mam jeszcze pół roku, nic straconego... :D
Ostatnio wpadłam na genialny pomysł, aby spoważnieć, jednak od razu spotkałam się z falą niezadowolenia. Z jednej strony racja, nawet nie chciałabym się zmienić, bo nie byłabym sobą, ale zaś z drugiej... boli mnie jednak fakt, że każdy ma mnie za bezmózgowego głupka tylko dlatego, że się dużo cieszę i rzadko czymś przejmuję. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z resztą. Ciągle mnie to zastanawia. W sumie to zawsze mnie to zastanawiało. Poza tym, co ja w ogóle robię? Chyba znowu zaczęłam się przejmować opinią innych, a tak nie powinno być. Stanowczo muszę wrócić na swój dawny tor.
Stanowczo.
W końcu wakacje,wiesz że postanowienia noworoczne to bujda. Jak człowiek sam się nie zmotywuje, to żadne postanowienia nie będą wystarczająco motywujące. Też przytyłam, niektóre ciuchy wyglądają na mnie przymałe ale cóż,trudno się mówi :P Chciałabym z Tobą wredoto w końcu spotkać na garden party, albo na spacer, albo w domciu posiedzieć i jak zwyczajne baby pogadać i się śmiać . Tak zwyczajnie, tak po prostu :D Wiesz, 0,5 roku to nie mało czasu, może się wydarzyć dużo a u Ciebie ciągłe zmiany-jak u każdego :) Myślę jednak,że znajdziesz chwilę spokoju i wytchnienia oraz że nie będziesz miała czasu na melancholię. P.S. w sumie większość patrzy na Ciebie z lekkim przymrużeniem oka, ponieważ ciągle chodzisz radosna- i dobrze! Niech światowi ściska tyłek z żalu :D :) Wylane miej i się śmiej ^^
OdpowiedzUsuń